O Zdzisławie Wawrzyniak pisaliśmy niejednokrotnie, jest dobrze znana Czytelnikom „Uzdrawiacza”. Ale są osoby, które czytają nas od przypadku, do przypadku, rośnie także grono nowych, młodych Czytelników. Wypada zatem jednym przypomnieć, innym przedstawić tę znaną i cenioną w Polsce energobioterapeutkę. Mieszka w Lesznie i tam przyjmuje pacjentów w swoim gabinecie ale wychodzi im też naprzeciw – bywa na większości targów, festiwali i tym podobnych imprez medycyny naturalnej, organizowanych w różnych miastach. Ma tam swój „gabinecik”, wyróżniający się barwnymi plakatami, na których czytamy „Zdzisława Wawrzyniak. Dyplomowana uzdrowicielka dysponująca potężną siłą uzdrawiającej energii”. Na czym polega jej moc? Ukończyła odpowiednie kursy bioenergoterapii, ale nie ma skończonych licznych kursów i dyplomów, którymi chwali się większość naturoterapeutów, nie studiowała psychologii. Ma za to niezwykłą siłą energii, którą przekazuje nie tylko bezpośrednio ale też na odległość i wieloletnie doświadczenie terapeutyczne. Ma dużą intuicję i doświadczenie życiowe. Sama była córką, żoną, matką, teraz jest babcią. Ma serce, które kocha innych ludzi. Tego nauczyła ją jej własna babcia. Często mówiła: „Daj innym ludziom serce, tyle serca, ile byś chciała, aby dali ci inni ludzie.” Nie ma u nas wielu bioterapeutów, którzy pomagają chorym, przekazując energię na odległość. Do tych nielicznych należy Zdzisława Wawrzyniak. Może zasilać energią osoby przebywające daleko od niej - w innych miastach, w innych krajach europejskich, nawet na innych kontynentach. Odległość nie ma znaczenia. Może wzmacniać energetycznie osoby, które o to proszą dla siebie. Wówczas zdarza się, że w chwili przekazu czują one ciepło lub zimno, mrowienie albo delikatne podmuchy, jakby wiatru wokół ciała. Ale często zasila ona energetycznie dzieci lub dorosłych, którzy o tym nie mają pojęcia, a o tę jej bioenergetyczną pomoc dla swych ukochanych najbliższych proszą matki, ojcowie, żony, mężowi, babcie i dziadki, siostry i bracia, przyjaciele. Potrzebna jest tylko fotografia osoby chorej, cierpiącej, nieszczęśliwej, o zaburzonej równowadze energetycznej - do której skierowany ma być przekaz energii.Z panią Zdzisławą spotkałam się, prawie już letnią porą, na Targach Medycyny Naturalnej w Krakowie. Nie było to nasze pierwsze spotkanie i byłam ciekawa, co zmieniło się w jej terapeutycznej praktyce, jakie są jej ostatnie doświadczenia, obserwacje. Zwierzyła mi się: - Z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że zajmowanie się sobą to nic ciekawego. Pasjonujące jest natomiast poświęcanie czasu innym, a zwłaszcza tym, którzy chorują, lub którym los podstawił nogę i nie potrafią sami się podnieść. Jest tak dużo ludzi cierpiących fizycznie, ale też psychicznie. Coraz więcej zwraca się do mnie o pomoc młodych ludzi, a nawet dzieci. Zastanawiam się czasem, skąd oni o mnie wiedzą. Trudno powiedzieć, czy jest to sprawą trudności w przemieszczaniu się, braku czasu, wzrostu kosztów podróży, a może wygody? Pani Zdzisława, jak przyznaje, ma coraz więcej klientów, proszących o przekazy energetyczne na odległość – dla siebie lub kogoś z rodziny. Ale jest to chyba dowodem, że jej działanie odnosi pozytywne efekty. Dostaje mnóstwo listów z prośbą o przesłanie energii, pomoc, roztoczenie energetycznej opieki nad nadawcą listu lub... i tu wymieniani są, przedstawiani na załączonej fotografii najbliżsi - chorzy, potrzebujący pomocy, niekiedy bardziej psychologicznej. Jest też wiele telefonów. Często traktują ją jak pogotowie ratunkowe. Ludzie dzwonią, gdy źle się poczują, gdy nagle odnowi się choroba albo właśnie ktoś ma mieć jakiś zabieg lub operację. Jeśli sprawa jest bardzo pilna, to wysyła energię od razu. W innych przypadkach umawia się na dzień i godzinę.Przerwałyśmy tak ciekawą rozmowę, bo do pani Zdzisławy zaczęła ustawiać się kolejka. Pierwszym był starszy pan, który specjalnie przyjechał do Krakowa, na Targi Medycyny Naturalnej, aby skorzystać z zabiegu bioterapeutki. Był umówiony. Gorzej widzi na jedno oko, a jej działania, jak przyznaje, bardzo mu pomagają. Następną była młoda dziewczyna. Z czym? Tajemnica bioterapeutyczna. Po niej jeszcze kilka osób, m.in. pani z licznymi problemami wieku przekwitania. Musiałam długo czekać, aby wznowić naszą rozmowę. Obserwowałam Zdzisławę Wawrzyniak w akcji, podczas kolejnych seansów. Stosuje tradycyjną bioterapię. Jest bardzo skupiona. Ma wrażliwe ręce, które odbierają sygnały niewyczuwalne dla innych ludzi – subtelne energie, delikatne drgania, wibracje. Prowadzi swe dłonie w skupieniu, miękko i spokojnie wzdłuż ciała, zwalnia lub zatrzymuje ich ruch, gdy wyczuwa słabość biopola w pewnych częściach ciała poddawanej zabiegowi osoby. - Dłuższa seria zabiegów może człowieka uzależniać – tłumaczy bioterapeutka Gdy pacjent mówi, że jest poprawa, czuje się dobrze, ale chciałby jeszcze do mnie przyjść po następną porcję energii odpowiadam: zapraszam, ale po przerwie, za miesiąc lub dwa, akurat będę w pobliskim mieście.Wróciłyśmy do rozmowy i przeglądania pliku ostatnich listów od osób, które proszą Zdzisławę Wawrzyniak o przesłanie energii lub za nią dziękują. Listy te są najlepszym dowodem, jak wielu dzieciom, ludziom młodym, w wieku średnim i starszym pomogła ta bioterapeutka, jak wrosła w ich życie rodzinne i stała się „parasolem ochronnym”. Oto list Barbary Z., mamy Macieja. Z boku zdjęcie przystojnego młodego mężczyzny: ... Mam jedynego syna, bardzo dobrego. Zaczął się źle czuć, bolały go plecy i nerki. Ponieważ ja jestem chora, nie chciał mnie martwić i nic mi nie mówił. Gdy odwoził mnie do szpitala, musiał się już źle czuć, bo po kryjomu zrobił USG nerek. (...) Na USG wyszło, że ma dwa duże kamienie w miedniczkach obu nerek. Jestem przerażona i bardzo Panią proszę – za pośrednictwem zdjęcia proszę mu wysłać siłę uzdrawiającą. Wiem, że mu Pani pomoże, tak jak pomogła Pani mnie. Rok temu napisałam do Pani list, zwracając się z błagalną prośbą o pomoc w uzdrowieniu mojej mamy. Dzisiaj, dzięki Pani energii są tego efekty. Mama może sama funkcjonować, prowadzić dom, poprawiły się jej wyniki laboratoryjne, częściej się uśmiecha, choć nadal ma kłopoty z mową po dwóch udarach. Dlatego proszę Panią o przekazanie nowej dawki pozytywnej energii uzdrawiającej dla mojej mamy, za co z góry serdecznie dziękuję. Dalej autorka tego listu, Regina M. ze Szczecina, prosi o pomoc dla siostry, ciężko chorej na raka, opisuje jej zły stan zdrowia. Na dołączonej fotografii uśmiechnięta pomimo cierpień brunetka przytula swego psa. List do Zdzisławy Wawrzyniak Regina M. kończy: "...Zwracam się z ogromną prośbą o pomoc w ratowaniu mojej ukochanej siostry, jeśli jest jeszcze choć iskierka nadziei na poprawę zdrowia, należy wykorzystać wszystkie możliwości. Wierzę w Panią, w Pani energię, siłę i moc. Mam przed sobą Pani zdjęcie, z którego emanuje samo dobro i chęć niesienia pomocy innym. (...) Wiara czyni cuda." Elżbieta Sz. z Bydgoszczy (sądząc po załączonym zdjęciu około 40 lat) pisze: "Już prawie 2 lata pomaga mi Pani w mojej chorobie. W tej chwili dokucza mi krążenie, nadczynność tarczycy (uczucie duszenia) oraz choroba nowotworowa. Dziękuję za otrzymaną pomoc. Proszę o dalszą." Iwona N. z Poznania: "Bardzo chcę jeszcze raz podziękować za przesłanie telefoniczne energii mojemu mężowi Zbigniewowi, który jest w szpitalu w Poznaniu na chemii. Czuje się coraz silniejszy. Rozmawiałyśmy telefonicznie o moim tacie Janku, który idzie do szpitala na operację tarczycy. Stwierdzono w biopsji raka złośliwego. Tata ma 78 lat. Jest wspaniałym człowiekiem, pomocnym dla ludzi." Tu Iwona N. podaje datę, kiedy jej ojciec ma być operowany. I dalej prosi jeszcze o pomoc dla syna: "Mój syn Piotr, 1988 rocznik, jest dobrym chłopakiem ale ostatnio bardzo energetycznie się pogubił. Proszę wziąć go pod swoją opiekę." Zatroskana babcia Mariki, Halina D. z Wolsztyna, po raz kolejny zwróciła się do Zdzisławy Wawrzyniak o pomoc dla swej wnuczki, ślicznej uśmiechającej się na zdjęciu dziesięciolatki: "Marika boi się jeść, ciągle mówi, że będzie wymiotować. Jest wciąż podenerwowana. Nie chce na dłużej wychodzić z domu bez mamy. Jako babcia, proszę o pomoc w miarę możliwości. Z góry bardzo dziękuję." I następny list Haliny D. nadesłany po niedługim czasie: "...Po ostatnim liście do Pani nastąpiła u mojej wnuczki Mariki poprawa. Wtedy nie chciała jeść, nigdzie wychodzić, nie chciała też chodzić do szkoły. Teraz z tym wszystkim nie ma problemów. Dziękujemy, pozdrawiamy." Są też podziękowania przesyłane z zagranicy, na przykład od Polaka mieszkającego w Galway, w Irlandii: "... Czy przypomina sobie Pani mój list, który napisałem z jesieni z Irlandii? Prosiłem Panią wtenczas o pomoc, gdyż męczyły mnie ciągłe bóle gardła. Po tygodniu od wysłania do Pani listu bóle ustały i do tej pory nie odczuwam ich. Jestem bardzo Pani wdzięczny(...) Będę w lecie w Polsce i bardzo chciałbym do Pani Przyjechać i zrewanżować się." |
W numerze 8 (249) Miesięcznika Medycyny Naturalnej "Uzdrawiacz" z sierpnia 2011 roku ukazał się artykuł o tytule "Jestem szczęśliwa, że wciąż mogę pomagać ludziom", dotyczący bioenergoterapeutki z Leszna - Zdzisławy Wawrzyniak.
Zdzisława Wawrzyniak poprosiła o przekazanie czytelnikom „Uzdrawiacza” pewnej refleksji: "Jeżeli jest w twoim życiu harmonia, równowaga energetyczna, nie będziesz chorować. Jeżeli człowieka dopadną problemy, troski, nieszczęścia, wtedy najsłabszy organ pada, zaczyna chorować. Z cierpieniem jest jak z kołem. Gdy jesteśmy na dole koła i spadnie na nas nieszczęście, to bardziej cierpimy, bo wszystko nas przygniata. A jeżeli jesteśmy na górze koła – wszystkie niepowodzenia lżej odczujemy. Mówi się, że cierpienie hartuje, daje siłę do walki... I jest w tym jakaś prawda. Ale lepiej zastanowić się , co zrobić aby mniej cierpieć, nauczyć się walczyć ze stresem."
|